
Wypowiedzi dotyczące włączania grup wykluczonych do przestrzeni wzajemnego współistnienia, które zawierają w sobie „ale” często mnie alarmują. Automatycznie zaznaczają, że znak równości nie ma szansy zaistnieć i tworzą jasno wyczuwalny dystans.
W moich myślach pojawia się wtedy skala dystansu społecznego, która kreśli odległość między nami a „innymi”, momentami trochę kłuje, bo „pewnie, niech sobie żyją, ale z daleka ode mnie”. Ilekroć zastanawiacie się nad stanem waszej wewnętrznej zgody na równe współistnienie z daną grupą (X), odpowiedzcie sobie na kilka pytań skonstruowanych przez Emory’ego Bogardusa:
Czy zgodziłbyś/łabyś się, aby X mieszkali w twoim kraju?
Czy zgodziłbyś/łabyś się, aby X mieszkali w twojej miejscowości?
Czy zgodziłbyś/łabyś się, aby X mieszkali w twojej dzielnicy?
Czy zgodziłbyś/łabyś się, aby X byli twoimi sąsiadami?
Czy zgodziłbyś/łabyś się, aby twoje dziecko poślubiło X?
Dystans społeczny w stosunku do danej grupy (X) jest większy, im wcześniej udzielimy negatywnej odpowiedzi.
człowiek