
„Every person has a right to life. I respect that. I respect that people are afraid. Afraid of another culture, opinion or else. Their values, their morals, different religion coming up. But… Migration does affect people. It does affect society. It will affect your culture, way of life for your children, grandchildren. And I think that the only time that the normal people, so to speak, start to recognise that is when it directly affects them. But … What about the other person? Would you care about that person?” ~ Christopher Catrambone *
„Każda osoba ma prawo do życia. Szanuję to. Szanuję to, że ludzie się boją. Boją się odmiennej kultury, opinii, wartości, zasad moralnych, pojawiającej się innej religii. Ale… Migracja ma wpływ na ludzi. Ma wpływ na społeczeństwo. Wpłynie na twoją kulturę, sposób życia twoich dzieci, wnuków. Myślę, że „normalni” ludzie zaczynają to rozumieć dopiero, kiedy ma to na nich bezpośredni wpływ. Ale… Co z tą drugą osobą? Czy będzie cię obchodzić ta osoba?” ~ Christopher Catrambone *
Tak brzmią początkowe zdania filmu „Fishers of Men”. Kiedy usłyszałam je po raz pierwszy, na chwilę zatrzymałam filmu i próbowałam przeanalizować te słowa. Jednocześnie w głowie pulsowało mi ostatnie pytanie. Było pewnego rodzaju punktem wyjścia dla zbliżających się myśli, mimo, że nic nie było jeszcze jednoznaczne. Z każdym kolejnym obrazem i wypowiedzią dowiadywałam się więcej… Nie chciałam wiedzieć mniej. Bo taki właśnie jest ten dokument. Zachęca do słuchania, rozumienia, wpatrywania się w sytuację drugiego człowieka. Taka właśnie jest też ta historia, która buduje we mnie pragnienie przekazania jej dalej. Są to właściwie tysiące historii, a jednak w pewnym momencie znajdujące punkt wspólny…Punkt wspólny, którym jest ucieczka w poszukiwaniu innego życia. Życia, na które każdy z nas zasługuje. Trzeba jednak pamiętać, że jest to tylko fragment pewnej całości, a nie pełny obraz, o czym będę pisać później.
Wszystko zaczęło się w 2013 roku kiedy Christopher i Regina Catrambone postanowili wykorzystać własne pieniądze, aby stworzyć MOAS („Migrant Offshore Aid Station”). Pierwszą misję na Morzu Śródziemnym rozpoczęli latem w 2014 roku. Wypłynęli wtedy specjalnie wcześniej przygotowanym statkiem w poszukiwaniu łodzi przepełnionych ludźmi. Od pewnego czasu zaczęły pomagać im w poszukiwaniach drony.
„We want to make a wake up call. This is happening now. At this moment. Shift the camera. Look at here. There are people dying.” ~ Regina Catrambone *
„Chcemy obudzić ludzi. To się dzieje teraz. W tym momencie. Przesuń kamerę. Spójrz tutaj. Tutaj umierają ludzie.” ~ Regina Catrambone
Regina wypowiada te słowa ze zdecydowaniem. Oboje z mężem i całą grupą ratunkową głośno twierdzą, że nikt nie zasługuje na śmierć w morzu. To zaangażowanie i walka o powodzenie misji, walka o człowieka są dla mnie czymś niezwykłym. Chęć podania dłoni wbrew osądom obserwatorów…
„People are people. They may have different ideas, but you can’t leave people dying at sea in my opinion” – Dominic Vella *
„Ludzie są ludźmi. Mogą mieć inne przekonania, ale moim zdaniem nie możesz zostawić człowieka umierającego w morzu” – Dominic Vella
Akcja ratunkowa, ukazana w dokumencie, ma określony schemat, jednak za każdym razem przebiega trochę inaczej. Wszystko zależy od współpracy z ludźmi. Koła ratunkowe. Łodzie. Statek. Opieka medyczna. Ludzie. Ludzie. Ludzie. Jedna historia. Druga historia. Trzecia historia. Człowiek i historia.
„What is motivating people to put their lifes at risk? I think that there are different types of motivations. A lot of motivations. I think that there are many of them that we as Europeans, as Americans, as people that live in relative peace can not even begin to understand, because we haven’t lived this life. That’s the first thing. […] They want and seek a better and peaceful life without bombs, without guns, without war. […] There are others that not necessarily live in the state of war but are being repressed in many ways. Maybe some of the reasons could be a repressive government that doesn’t allowed you to practise your religion freely or a government that perpahps want you to be a member of the military for the rest of your adult life. Or famine, poverty.[…] All of these reasons are enough to seek a better life. and these are the people that are taking this journey. They want a better life. That is the minimum that they expect. ~ Christopher Catrambone *
„Co motywuje ludzi do ryzykowania własnego życia? Myślę, że są rożne typy motywacji. Myślę, że jest wiele motywacji, których my – jako Europejczycy czy Amerykanie, jako ludzie, którzy żyją we względnym pokoju – nie możemy nawet zacząć rozumieć, ponieważ nie przeżyliśmy tego życia. To jest pierwsza sprawa. […] Chcą i szukają lepszego życia w pokoju, bez bomb i broni, bez wojny. […] Są też tacy, którzy nie żyją w stanie wojny, ale są prześladowani w inny sposób. Jednym z powodów może być rząd, który nie pozwala praktykować religii w sposób wolny lub rząd, który chce, żebyś był częścią sił zbrojnych aż do końca swojego dorosłego życia. Lub głód, bieda. […] Wszystkie z tych powodów są wystarczające by poszukiwać lepszego życia. To są ludzie, którzy podejmują tę drogę. Chcą lepszego życia. To jest minimum, którego oczekują.„ ~ Christopher Catrambone
Tytuł „Fishers of Men” po polsku można przetłumaczyć jako „rybacy/łowcy ludzi”.
Lubię myśleć, że tak naprawdę do końca nie wiadomo kto trzyma tę wędkę, że tak naprawdę nie wiadomo kto jest tym rybakiem. Może w momencie gdy dostrzegamy drugiego człowieka, wtedy tak naprawdę to on wyławia nas? Wyławia nas z pustki egoizmu, wygody przyzwyczajeń i schematycznego myślenia…
Zachwyca mnie ta idea poszukiwania drugiego człowieka w potrzebie i wychodzenie z własnej strefy komfortu. Zachwyca mnie idea nieprzyjmowania życia jako czegoś pewnego i podejmowanie pewnego rodzaju odmiennego działania niż dotychczas. Zachwyca mnie otwartość na dialog, na wyciągniecie dłoni, na pozbywanie się przekonania, że wszystko, co posiadamy należy nam się tak po prostu. Mam w sobie mocne przekonanie, że w żaden sposób to, czym dysponujemy nas nie określa. To, co aktualnie mam nie jest przyzwoleniem na bierność. W żaden sposób nie chcę w spokoju i obojętności istnieć podczas, gdy czyjeś życie o ten pokój walczy. Imponuje mi niezgoda na bezczynność i podejmowanie konkretnych działań.
„Tak już jest na świecie.” „Jedni mają, drudzy nie mają” „To zwykły przypadek,” „Wszystkich nie uratujesz” – ostatnio często słyszałam komentarze tego rodzaju. Niesamowicie burzy się wtedy moje serce . Myślę, że są to bardzo wygodne wypowiedzi. Denerwuje mnie, że przyjmujemy naszą obecną sytuację jako coś, co jest bardzo pewne, jak coś na co zasłużyliśmy. Mam wrażenie, że na nic nie zasłużyłam. Mam wrażenie, że każde inne życie ma takie samo prawo jak ja i, że warto jest próbować ratować choćby jednostki.
Do sierpnia 2015 roku MOAS uratowali 9000 ludzi, płynących przez Morze Śródziemne.
„If I’m in their shoes – I’m the first one to cross. I’m the first one to work and getting paid money to be able to go on this boat. And I know that they have really been forced to have no other choice. […] So what are they suppose to do? Are they suppose to stay there and toughen up? Are they supposed to go there and fight? Most people don’t want to fight. Most people don’t want to kill other people. Most people want to live in peace. Most people want to go to work and provide for their family and see their kids get old and have a hobby, read books and these nice things that we have in life. We take this things for granted, like this is our right. We’ve managed to do that because we live in the democracy. We live in place that has established itself as a haven of peace. So why can’t they have it? Why are they not allowed to have peace? Why are they not allowed to live in harmony with other people and not have to be worry about bombing and government coming to take them and torture or prosecute them for [..]believing in the different religion, for being a different colour or different tribe or marrying the wrong person? Who are we to say that they can’t come and enjoy the freedom that we have? That’s not fair. That’s not human.” ~ Christopher Catrambone *
„Jeżeli byłbym na ich miejscu – byłbym pierwszym, który by uciekał. Byłbym pierwszym, który by pracował i zarabiał, żeby mieć możliwość dostania się na tę łódź. I wiem, że oni naprawdę byli zmuszeni, żeby nie mieć innego wyjścia. […]. Więc co mają zrobić? Mają tam zostać i stać się silniejszymi? Czy mają iść tam i walczyć? Większość ludzi nie chce walczyć. Większość ludzi nie chce zabijać innych ludzi. Większość ludzi chce żyć w pokoju. Większość ludzi chce iść do pracy, utrzymywać rodzinę, widzieć dorastające dzieci i mieć hobby, czytać książki i wszystkie te rzeczy, których my doświadczamy w życiu. My traktujemy te rzeczy jak coś pewnego, tak , jakby to było nasze prawo. Udało nam się to wszystko osiągnąć, bo żyjemy w państwach demokratycznych. Żyjemy w miejscu, które ukształtowało się jako ostoja pokoju. Więc dlaczego oni nie mogą tego mieć? Dlaczego oni nie mogą mieć tego pokoju? Dlaczego im nie wolno żyć w harmonii z innymi ludźmi i nie musieć się martwić bombardowaniem czy rządem przychodzącym by ich zabrać i torturować za wiarę w inną religię, za inny kolor skóry lub plemię, za małżeństwo z niewłaściwą osobą? Kim jesteśmy my, żeby twierdzić, że nie mają oni prawa przyjść i cieszyć się wolnością, którą my mamy? To nie jest sprawiedliwe. To nie jest ludzkie.„~ Christopher Catrambone *
W trakcie przeżywania dokumentu wielokrotnie spotykałam się z rozpaczą, zmęczeniem, przerażeniem. Jednak gdy już po raz drugi patrzyłam na te wszystkie twarze, te niektóre – przepełnione nadzieją i radością z obecnego momentu – przypominały mi o rozmowie z pewnym człowiekiem, pochodzącym z Syrii. Z człowiekiem, który uświadomił mi, że kojarzenie uchodźcy jedynie z ucieczką jest czymś zupełnie nieodpowiednim. Ten moment po raz kolejny zmienił wszystko.
Miało to miejsce podczas wystawy fotograficznej “The Most Important Thing” (“Najważniejsza rzecz”), wypożyczonej od „UNHCR Polska”, która rozpoczynała niezwykłe wydarzenie „Rethinking Refugees – Knowledge and Action”, organizowane m.in. przez autorów bloga “Islamista”, które miało miejsce 25-27.10.2018r w Krakowie.
Przyglądałam się ludziom, przedstawiającym jeden przedmiot, który zabrali ze sobą, zmuszeni opuścić dom, uciekając przed wojną i prześladowaniem. Przyglądałam się wyraźnym twarzom, spojrzeniom, emocjom. Ciężko było mi stać. Pamiętam to bardzo dobrze. Czułam się dokładnie tak, jakbym poznawała te osoby, jakbym poznawała indywidualne jednostki. Czytałam o historiach związanych z danym przedmiotem, o historiach ucieczki. Miałam wrażenie, że przemawiają do mnie te historie, że te zdjęcia, te twarze mówią do mnie przedziwnym językiem. Dlatego w ogóle nie miałam ochoty rozmawiać z nikim dookoła mnie. Prowadziłam zupełnie inny dialog. Zgaduję, że pewnie nie odzywałabym się jeszcze przez kilka dłuższych chwil, gdyby nie pewien fantastyczny człowiek, który (do tej pory nie wiem dlaczego) podpowiedział mi, żebym przeprowadziła rozmowę z pewną konkretną osobą. Jestem za ten impuls ogromnie wdzięczna.
Człowiek, pochodzący z Syrii, którego wcześniej już poznałam, a wtedy do niego podeszłam, bardzo chętnie podjął rozmowę na temat tego, co widzi. Pamiętam, że zaangażowany w odpowiedni dobór słów powiedział mi wtedy, że dostrzega w tej wystawie tylko część prawdy. Część, która pokazuje ten smutny, przygnębiający obraz. Zaznaczył, że uważa, że nie zawsze w ten sposób to wygląda, że brakuje tu części optymistycznej, przepełnionej nadzieją, ufnością na dobre życie. Zaznaczył, że to wcale nie jest całość, że jest to tyko wycinek pełnego obrazu, że dla niego jest to jedynie fragment.
W tamtym momencie po raz kolejny zrozumiałam jak okropne jest kategoryzowanie ludzi. Zrozumiałam, że to nie są tylko uciekający uchodźcy. Zrozumiałam, że to nie jest jedna i ta sama grupa. Dotarło do mnie, że każdy z tych ludzi ma osobną historię i każdy przeżywa ją w inny sposób. Każdy doświadcza tego winny sposób. Każdy stanowi odrębne istnienie, odrębną wartość, odrębne spojrzenie na rzeczywistość, a punkt wspólny, o którym pisałam na początku jest tylko puntem. Punktem, który nie jest definicją. To przekonanie rozwijało się we mnie podczas kolejnych dni niesamowitej konferencji, o której wcześniej już wspomniałam. Podczas jej trwania spisałam dużo myśli, które mocno wciąż we mnie się odzywają. Głęboko zapamiętałam zdanie, mówiące o tym, że ważne jest aby zwracać uwagę i dzielić się indywidualnymi historiami, indywidualnymi przeżyciami. Obraz całej grupy nigdy nie będzie pełny, nigdy nie będzie odpowiednio odzwierciedlał konkretnych jednostek. Grupa nie stanowi nic personalnego, jest bardzo ograniczająca, wprowadza okrutną klasyfikację.
Zgaduję, że sama, na początku tego tekstu, posłużyłam się wielką kategoryzacją i długo zastanawiałam się czy pisać o tym w tej kolejności. Ostatecznie doszłam do wniosku, że gdyby nie tamte historie może nigdy nie usłyszałabym kolejnych, innych, tych pełnych nadziei i woli walki o przyszłość. Doszłam do wniosku, że to zaangażowanie tamtych ludzi w ratunek innych jest pewnego rodzaju szansą na więcej nadziei…
W momencie, gdy wydawało mi się, że rozumiem już więcej, to znów zdawałam sobie sprawę, że wiem tak niewiele…
„Dobrze, że możesz tylko o tym wszystkim czytać. Masz szczęście, że nie musiałaś tego przeżywać.” Usłyszałam już prawie dwa tygodnie temu od pewnej niesamowitej kobiety pochodzącej z Syrii, kiedy opowiadała mi o trudnościach związanych ze staraniem się o przyznanie azylu. Następnego dnia dodała, że to nie oznacza, że nie jestem w stanie nic zrobić. Dużo mówiła o modlitwie, dużo mówiła o działaniu.
Gdy tydzień temu pisałam o ogromnej cenie życia i związanej z nią odpowiedzialnością już wtedy próbowałam budować w sobie odpowiednie zdania.
Myślę, że dobrze by było, gdybyśmy zrozumieli, że w żaden sposób nie jesteśmy lepsi od ludzi, którzy znajdując się w trudnej sytuacji, są zmuszeni obrać inną drogę. Drogę angażującą w to nas. W żaden sposób nie zasługujemy na więcej. To, że aktualnie żyjemy w pokoju jest czymś, co należy doceniać, ale nie oznacza to, że należy nam się zupełnie wszystko, każdy aspekt życia. Nie oznacza to, że w żadnym stopniu nie jesteśmy odpowiedzialni za życie drugiego człowieka. I mimo, że bezustannie słyszę, że każdy odpowiada za siebie, to mam silne wrażenie, że istotą człowieczeństwa jest ta troska, jest ta odpowiedzialność za istnienie innego. Codziennie uczę się wiary, że nie jesteśmy tutaj po to, żeby tworzyć sobie wygodne miejsce. Nie jesteśmy po to, żeby tworzyć ścisłe reguły, kategorie, klasyfikacje. Mam też wrażenie, że nie jesteśmy tu po to, żeby decydować kto zasługuje na pokój, a kto w danym momencie go nie dostanie. Jesteśmy po to, żeby dostrzegać człowieka. Dostrzegać tę pojedynczą historię. Dostrzegać problem, dostrzegać nadzieję, dostrzegać prośbę, wdzięczność. Angażować się. Bezustannie angażować w ratunek innych i jednocześnie samych siebie. Nikt nie powiedział, że rybaka nie może wyłowić inny rybak.
Kilka dni temu byłam z rodziną na cmentarzu. Szłam przed siebie, przypominając sobie o wszystkich istnieniach, których już nie było. Gawron wskoczył na znicz przy sąsiednim grobie. Odrzucił pokrywkę i wyciągnął wkład, wyrzucając go dziobem na ziemię. Zaczął uderzać w poszukiwaniu pożywienia. Jeszcze nie wiedział, że nic tam nie znajdzie. Przyleciały dwa inne gawrony. Rozpoczęły bezsensowną bitwę o, coś czego nawet nie było.
W pewnym momencie odezwał się pewien człowiek, nawiązując do naszej ostatniej rozmowy: „Aga, ludzie zazwyczaj nie chcą troszczyć się o obce historie”. Nie wiem czy jest to prawda. Znam ludzi, którzy właśnie chcą. Znam też ludzi, którzy nie chcą. W mojej głowie ponownie rozbrzmiało pytanie postawione na samym początku i na końcu dokumentu „Fishers of Men” : „What about the other person? Would you care about that person?” („Co z tą drugą osobą? Czy będzie cię obchodzić ta osoba?”).
Czuję, że z każdym dniem odnajduję odpowiedź na to pytanie. Jest to moja własna odpowiedź i tym tekstem nie miałam zamiaru nikomu jej narzucać. Jest to tylko zbiór pewnych zdań, myśli i spostrzeżeń, które miały duży wpływ na moje postrzeganie człowieczeństwa…
Może powinnam użyć innych słów i inaczej zbudować zdania? Może obejrzałam ten dokument i wysłuchałam ludzi, ale może to za mało, żeby o tym pisać? Może potraktowałam to zbyt powierzchownie? Odczuwam dużą nieporadność. Mimo to chciałam poruszyć temat, który ostatnimi dniami mnie nie opuszcza i zostawia pragnienie znalezienia odpowiednich słów i doświadczeń…
Mam mocne przekonanie, że znacznie lepiej będzie przeczytać tekst, który zajął moje serce całkowicie. Tekst osoby, która wie znacznie więcej ode mnie i poradnie posługuje się słowem:
https://islamistablog.pl/2018/02/16/o-kim-mysle-kiedy-mysle-o-uchodzcach/
W tej tematyce bardzo mocno polecam również inny tekst na blogu „Islamista”, traktujący o bardzo ważnej pozycji książkowej dotyczącej tematu migracji i budowaniu własnego zdania na ten temat:
https://islamistablog.pl/2017/05/09/nie-lubisz-migrantow-mam-ksiazke-dla-ciebie/
Tutaj możecie zobaczyć część wystawy „The Most Important Thing”, choć mam wrażenie, że doświadczenie jej na żywo jest czymś istotnym:
http://www.unhcr.org/news/stories/2016/2/56ec1ebbb/the-most-important-thing.html
*Na koniec jeszcze raz dodaję miejsce, w którym możecie zobaczyć dokument „ Fishers of Man”, z którego pochodzą wszystkie cytaty, które umieściłam w tekście i które odpowiednio próbowałam przetłumaczyć na język polski: