Filip Odzierejko: granica między domnością a bezdomnością jest bardzo cienka

By 9 listopada 2019rozmowa

fot. Klaudia Kaszyca

Z wykształcenia jest grafikiem, obecnie pracuje w firmie, która produkuje gry komputerowe. W wolnym czasie maluje i rysuje, ale unika mówienia wprost o tematyce swoich prac. Niektórzy twierdzą, że są mroczne i depresyjnie, a jeszcze inni zwracają uwagę na ich poetyckość. Sam jednak wskazuje na samodzielne wyciąganie wniosków. Jego twórczość można śledzić w internecie i mediach społecznościowych. Ze śmiechem dodaje, że jest kawalerem. Jednak każda środa i rozmowy z osobami w kryzysie bezdomności sprawiają, że życie w pojedynkę zamienia się w jedno wielkie spotkanie z Człowiekiem.

Czekam na Filipa w krakowskiej kawiarni. Okazuje się, że to miejsce nie jest mu obce. Wita mnie więc wspomnieniami i spotkaniem, która zostało mu w pamięci. Był poranek, wracał z imprezy. Mijał w tym czasie bezdomnego mężczyznę, leżącego na chodniku. Zatrzymał się, zagadał i zaproponował kawę. Usiedli w tym samym miejscu, w którym zaczynamy rozmowę. Mężczyzna przykrył się kocem, wziął poduszkę. Po chwili żartowali. Filip zaprosił go na Planty, na środowe spotkania, które odbywają się co tydzień, w tym samym miejscu, niezmiennie o 18:30. Nigdy więcej go nie zobaczył, ale ciepło wspomnienia pozostało i zaprowadziło nas teraz do początków, kiedy to wrażliwość  na osoby dotknięte kryzysem bezdomności zaczęła być dla Filipa czymś zupełnie naturalnym…

Wszystko zaczęło się od mojego przyjaciela Mateusza. Poznałem go przed Kościołem Dominikanów w Krakowie w dość nietypowy sposób. Mateusz kojarzył mnie z widzenia z wieczornych Mszy studenckich. Pewnego dnia po prostu zagadał, zaczęliśmy rozmawiać. Co jakiś czas spotykaliśmy się po Mszy, gadaliśmy, czasem chodziliśmy na kawę. Kiedyś wspomniał, że istnieje taka wspólnota Hanna, która spotyka się właśnie w środy. Mówił, że robią kanapki i chodzą na Planty. Namawiał, żebym przyszedł, że jest fajnie. Powiedziałem, że się zastanowię i oczywiście nic z tego nie było. To trwało kilka miesięcy, Mateusz czasem przypominał o wspólnocie. Wszystko się zmieniło, gdy zbliżały się moje 33 urodziny. To taki moment przełomowy w życiu każdego chrześcijanina. Poczułem  potrzebę, żeby pójść na to środowe spotkanie. Takie miałem urodzinowe postanowienie, żeby zrobić coś dla drugiego człowieka. Poszedłem i zobaczyłem jak to wygląda.

A wyglądało niestandardowo i przyciągająco. W salce przy Kościele św. Mikołaja w Krakowie było dużo ludzi, którzy robili kanapki, herbatę, kawę. Filip automatycznie został włączony „w ten harmider”. Nie miał czasu na zastanawianie się. Później była krótka modlitwa, a następnie wyjście na Planty.

Tam spotkaliśmy się z osobami bezdomnymi i potrzebującymi, którzy już na nas czekali. No i się zaczęło. Oczywiście na początku byłem trochę zielony, nie wiedziałem co mam robić, ale wszystko odbywało się w atmosferze bezpośredniej i otwartej, więc te bariery zostały szybko przełamane. Teraz mijają już prawie dwa lata od czasu, gdy po raz pierwszy przyszedłem na Planty. Od tego czasu nie opuściłem prawie żadnego spotkania. Co tydzień staram się tam być. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego w popołudnia środowe po pracy.

Zanim jednak Filip pojawił się na Plantach, jego środy wyglądały zupełnie inaczej. Tak samo jak jego wrażliwość na osoby w kryzysie bezdomności. W przeszłości zatrzymywał się na chwilę, dawał pieniądze i szedł dalej. Nie angażował się w rozmowę czy pomoc.

Na pewno na przestrzeni tych dwóch lat zmieniło się moje postrzeganie osób bezdomnych. Teraz, kiedy spotykam taką osobę, łatwiej jest mi reagować. Staram się nie dawać pieniędzy, zaczynam rozmowę, pytam o samopoczucie i imię. Staram się nawiązać kontakt. Nauczyłem się, że granica między domnością a bezdomnością jest bardzo cienka. To może się przydarzyć każdemu. Jedynym problemem osoby bezdomnej nie jest brak domu. Na to składa się wiele czynników. Dlatego teraz patrzę już inaczej na te osoby. Mam więcej wyrozumiałości.

Ta wyrozumiałość pojawia się, gdy Filip myśli o samotności, która często towarzyszy osobom w kryzysie bezdomności. Po chwili dodaje, że jego zdaniem jest to jeden z trudniejszych aspektów życia na ulicy.

Osoba bezdomna rzadko traktowana jest jak człowiek. Częściej jak gorszy element. Myślę, że to strasznie żyć w dużym mieście, mieć dookoła ludzi, a jednak nie być częścią społeczeństwa, wspólnoty. Kiedy obserwuję relacje między samymi osobami bezdomnymi, to też widzę, że często są one trudne i dosyć kruche…

Obok trudności życia na ulicy Filip wymienia uzależnienie, ale od razu zaznacza, że jest ono wynikiem wydarzeń, które miały miejsce jeszcze w dzieciństwie, jest konsekwencją relacji z rodzicami, znajomymi.

Kiedy widzę jak żyją osoby bezdomne, to trochę im się nie dziwę, że sięgają po alkohol. Ich rzeczywistość  jest po prostu ciężka, szara, trudna. Alkohol pozwala im zapomnieć, oderwać się od wszystkiego. Ja to   rozumiem. Oni też zdają sobie z tego sprawę. Bardzo często są to ludzie, którzy wiedzą, że mają problem, że ten alkohol ich niszczy. Często są też po wielu terapiach, detoksach, próbach zerwania z nałogiem. Wiem, że to jest trudne i bardzo często kończy się niepowodzeniem.

Kolejne niepowodzenia stawiają pytanie o sens środowych spotkań, o ideę budowania relacji mimo utrzymującego się stanu. Filip jednak zaznacza, że nigdy nie miał i nie ma zamiaru wyciągać ludzi z bezdomności. Nie ma też oczekiwań na wielkie zmiany. Może delikatnie wpłynąć lub pomóc. Zaznacza, że lubi rozmawiać, słuchać i po prostu towarzyszyć. Często widzę jak swobodnie żartuje na Plantach. Gdy mu o tym wspominam, przytakuje ze śmiechem.

Wychodzę z założenia, że osoby bezdomne słyszały już tyle porad w sowim życiu podczas różnych terapii, że oni tak naprawdę chcą z kimś normalnie pogadać. Bezdomność dotyka głównie mężczyzn, więc może jest mi łatwiej znaleźć wspólny język, odbyć taką bezpośrednią rozmowę. Niektórych znam już na tyle długo, że potrafię sobie nawet z nich pożartować, a oni ze mnie. To jest najfajniejsze. Jest taki bezdomny, który stracił palec. Kiedyś się z niego śmiałem po przyjacielsku i zapytałem czy już mu odrósł ten palec. Gdybym go dobrze nie znał i nie wiedział, że jego reakcja na ten żart będzie pozytywna, pewnie bym sobie na to nie pozwolił. Więc ja bardziej stawiam na rozmowy o rzeczach lekkich, bezpośrednich, codziennych. Rzadko poruszam trudne tematy, nie drążę.

Po chwili przyznaje, że właśnie dlatego niewiele było kryzysowych sytuacji, w których czuł się przytłoczony. Stara się nie podchodzić emocjonalnie i po prostu słuchać. Dzięki temu tak wiele był w stanie otrzymać.

Gdy znajomi się dowiadują, że chodzę na Planty i pomagam, chwalą mnie i mówią, że robię coś dobrego. Zawsze wtedy odpowiadam, że tak naprawdę to ja więcej dostaję niż daję. Nauczyłem się, że dobro wraca. W środy mam takie poczucie, że nie marnuję tego czasu. Wiem, że w ciągu dnia, tygodnia robię dużo niepotrzebnych rzeczy. Podczas robienia kanapek czy na Plantach mam takie wrażenie, że to są naprawdę dobrze wykorzystane godziny. Te spotkania uwrażliwiają na ludzi bezdomnych, na ludzi, którzy się z czymś zmagają, pozwalają też spojrzeć na siebie z innej perspektywy. Wszyscy mają problemy. Niektórzy radzą sobie lepiej, a niektórzy gorzej. Nie ma ludzi, którym wszystko wychodzi.

Tego uwrażliwienia na podstawowym poziomie niektórym jednak brakuje. Filip zaznacza, że jest to wynikiem nieustannego skupienia na swojej osobie, problemach. Ostatnio często słyszy o kryzysie rodziny i relacjach. Skoro nie ma w domu tego zaufania i szacunku to jak zbudować je poza czterema ścianami?

Mateusz opowiadał mi pewną historię. Był w szkole i rozmawiał z dziećmi, mieszkającymi na wsi. W pewnym momencie padło pytanie: <co byś zrobił gdybyś został bezdomny?>  Dla nich to było naturalne, że w takiej sytuacji udaliby się do sąsiadów, do znajomych. Tam na pewno dostaliby coś do jedzenia, ubrania. Myślę, że to pokazuje skąd się biorą wykluczenia. Ludzie w dużych miastach są samotni, nie mają do kogo się zwrócić, mają pozrywane relacje, a my uważamy, że to nie jest nasz problem i że tak będzie zawsze. Widzę, że dopóki nie spotkałem osób bezdomnych, to inaczej na nich patrzyłem. Póki kogoś nie poznamy, będziemy reagować odrzuceniem i obojętnością.

Albo będziemy zarzucać innym bezpodstawną agresję i stwarzanie niebezpieczeństwa, czyli stereotypy, którymi społeczeństwo operuje najczęściej.

Kiedy ktoś jest traktowany jak gorszy element czy śmieć, to oczywiście, że reaguje agresją. Nie oczekujemy, że ktoś, kto nie ma nic, kto ma siebie dość i wszystkiego dookoła, kiedy spotka się z jakimś nieprzyjaznym traktowaniem, będzie się biernie zachowywał. Albo jeśli kilka godzin wcześniej został pobity i później ktoś powie mu coś obraźliwego, to nie dziwmy się, że on zareaguje agresją. Mnie to nie dziwi. Generalnie nie widzę wzmożonej agresji wśród osób bezdomnych. Kiedy osoby bezdomne spotkają się z próbą sympatii czy zrozumienia, to nawet ta pozorna agresja, która często jest maską, znika. To jest dla nich sposób radzenia sobie na ulicy. To jest walka o przetrwanie. Może stąd to błędne przeświadczenie, że to są agresywne osoby. Oni są przecież tacy sami, jak my.

Po rozważaniach Filipa na temat trudnego życiu na ulicy, przetrwania i niepewności, automatycznie przechodzimy do kolejnej tezy stawianej przez społeczeństwo, czyli o bezdomności z wyboru.

Spotkałem się z osobami, które mówią, że to jest ich wybór, że one tak wolą. Często mówią tak tylko na początku. W późniejszych rozmowach okazuje się, że to nie jest takie proste. Życie bezdomnego jest ciężkie. To nie jest życie jakiegoś radosnego lekkoducha, który sobie podróżuje z kijkiem i workiem po świecie, ma przygody. Nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby dobrowolnie być bezdomnym. Ja rozumiem co stoi za tym hasłem. Ludzie mówią, że osoby bezdomne same są sobie winne, że często zrobiły coś po prostu źle. No ale kto z nas nie popełnia błędów?  

Tym pytaniem dochodzimy do końca naszej rozmowy. Filip stwierdza, że dobrym tłem muzycznym naszej rozmowy byłaby piosenka Boba Dylana Blowin in The Wind. Śmieje się.

Teraz powinno pojawić się hasło reklamowe naszej wspólnoty: <Przyjdź, zobacz, spróbuj. Najlepsze kanapki.> Zazwyczaj spóźniam się do salki, więc te kanapki są już zrobione. Zawsze wtedy ich próbuję. Są naprawdę bardzo dobre.

Tutaj możecie zapoznać się z twórczością Filipa:

https://www.instagram.com/filipodzierejko/?hl=pl